Half Life na PS2? – to dopiero ciekawy port!
Poniższy artykuł został napisany przez Kamila 'Skrybę’ Biskupika. Serdecznie zapraszam na jego instagrama (link), gdzie przeczytać można fragmenty jego opowiadań. – Paweł 'Rauqk’ Kiełtyka
Wstęp
Pierwszej części Half Life chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. To gra, która zmieniła postrzeganie strzelanek oraz wprowadziła nowy sposób przekazywania opowieści. Immersyjna, szybka i niesamowicie ciekawa odyseja Gordona Freemana, który choć nie wypowiedział żadnych słów, to jego czyny potrafią mówić za niego. Mało kto jednak wie, że ta gra dostała również swój niecodzienny port na PlayStation 2! Ekskluzywny kontent i ciekawe obejścia technologiczne sprawiły, że ta wersja jest jedyna w swoim rodzaju. Zaciekawieni? Zapraszam!
Half Life na PlayStation 2
SEEEGAAAA…a nie, jednak Sony
Historii powstania samego Half Life nie będę omawiać, bo to nie temat na dzisiejsze zajęcia. Możecie to sobie zapisać do kajecika, będzie na kolokwium! My musimy się przesunąć o kilka lat w przyszłość. Witamy w roku 2001, gdzie nic złego się nie stało. Od roku na rynku konsol mamy PlayStation 2, które sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. Parę lat wcześniej pojawił się pierwszy Half Life, który dominował na PC. Valve słusznie chciało przenieść swój sukces na konsole. Do pracy miał zabrać się Gearbox, który miał już na koncie rozszerzenie o nazwie „Opposing Force”, więc wybór studia był dosyć oczywisty. Początkowo Half Life miał trafić w 2000 roku na Dreamcasta, do czego jednak nigdy nie doszło. Wydawca, Sierra, tłumaczył się tym, że jest to spowodowane zmianami na rynku, czyli z korpo na nasze: „Dreamcast umiera, nie chce nam się”.
Nie będziemy jeszcze odpalać samej gry. Zajmijmy się tym, co retroświry lubią najbardziej – makulaturą. Do pudełka z grą była dołączana pokaźna instrukcja, która, poza standardowymi informacjami na temat sterowania, zawierała życiorys głównych bohaterów (tak! bohaterów, ale o tym później). Do tego opisano po krótce wszystkie tryby, które zostały dodane do produkcji przez Gearbox. Całość jest wykonana bardzo ładnie i pasuje do stylu Black Mesy. Zajrzyjcie sobie w wolnym czasie na skany, które są dostępne w internecie!
Jak wcześniej wspomniałem, gra miała się pojawić na systemie Segi, ale także na Apple. Obie wersje były już na bardzo rozwiniętym etapie produkcji, lecz, jak już wiemy, porzucono je. Tak jak posiadacze Maców ostatecznie doczekali się swojej wersji, o tyle już miłośnicy domu niebieskiego jeża nie. Wersje te jednak nie poszły na marne. Głównie ta na Dreamcasta, która stała się solidną podstawą pod tworzenie edycji PlayStation 2. Powiem więcej! Half Life dla Segi jakiś czas temu trafiła do sieci i można w nią zagrać. Jest tylko jeden problem – optymalizacja. Mimo iż grę można skończyć, to nie będzie to wasze najlepsze doświadczenie z przygodami cichego naukowca. A jeśli ktoś z was posiada oficjalną myszkę i klawiaturę do Dreamcasta, to gra ją wykryje i będzie wspierać do dalszej rozgrywki. Możecie w tej wersji pobawić się kodami, jak za starych czasów. Są tylko trzy, ale za to jak nazwane:
- Otis loves Dreamcast – odpala godmode
- Fear and Gravity – teleportacja do XEN
- Barney goes to work – pomijamy intro Blue Shift
Dobra, bo ja tu miałem pisać o PlayStation 2, a nie Dreamcaście, ale musicie przyznać, że są to niezłe ciekawostki.
Przygody Freemana na PS2
Mimo iż wersja PS2 była nazywana najgorszym portem Half Life, to trzeba przyznać, że i tak okazała się być bardzo dokładnym i wiernym oddaniem materiałowi źródłowemu. Pamiętajmy, że gra nigdy nie miała powstać dla konsol. W końcu, była to pierwsza produkcja Valve, z którą nie wiązano wielkich nadziei sprzedażowych. Pieniądze jednak mówią same za siebie. Cóż, może i był to najgorszy port pierwszej gry ekipy Gabena, ale zdecydowanie miał się czym pochwalić. W pewnych kwestiach wręcz ulepszał formułę.
Po odpaleniu produkcji możemy się przywitać z nowym menu, które różni się od wersji pecetowej, może nie w szacie graficznej, ale w opcjach do wyboru. Możemy stąd dostać się do głównej fabuły, dodatku kooperacyjnego Decay oraz tryby rywalizacji Head-to-Head. Ale to nie do nich najpierw zajrzymy. Pierwszym, co mnie najbardziej zainteresowało, były opcje, które są nieźle rozbudowane. Chcesz graczu tryb 16:9? Proszę bardzo, nawet jeśli w tamtych czasach nie był to standard, bo prawdziwi puryści zostaną przy bezpiecznym 4:3 i w tym przypadku nie będę się dziwił, bo tryb panoramiczny dziwnie rozjeżdża cały ekran, więc dla komfortu lepiej zostać przy 4:3. Sama gra chodzi w rozdzielczości 512×448, co z dzisiejszej perspektywy może brzmieć śmiesznie, ale pamiętajmy, że to był 2001 rok. Takie rozdziałki były, w pewnym sensie, standardem, a różnice pomiędzy wersją PC a PS2 nie były aż tak widoczne jak nam się wydaje. A to wszystko w 60. klatkach na sekundę! No dobra, gra chciała celować w taką płynność, ale wychodziło jej to, jak mi trafianie do kosza (nie trafiam do kosza, w przeciwieństwie do redaktora Rauqka). Daleko jej do niegrywalnej, ale stałe 60. fpsów utrzymuje w małych pomieszczeniach, bez przeciwników, z mała ilością geometrii i najlepiej jakbyś się nie ruszał. Trzeba jednak oddać, że nigdy nie zniża się poniżej 30. fpsów, nawet podczas scen przepełnionych akcją.
Na pierwszy rzut oka wersja PS2 nie różni się zbytnio od pierwotnej na komputerach stacjonarnych. Mamy słynne już intro z wagonikiem, wprowadzenie do laboratorium, przez obowiązkowe zniszczenie mikrofalówki, aż po feralny wypadek na oddziale Lamba. I to do tego stopnia się nie różni, że nawet same ekrany ładowania są krótkie. Trwają może po pięć sekund każdy, co nie jest wielkim odstępstwem od wersji komputerowej. Wiadomo, nie dało się ich pozbyć w całości, ale i tak zadziwia to, że nie trzeba czekać trzydziestu sekund na doładowanie następnej lokacji. I tak jest przez całą kampanię. Gearbox nie wyciął niczego z głównej gry, więc tak, możesz przejść całą przygodę Freemana na czarnulce. Wszystkie animacje, skrypty itp. są na swoich miejscach. Pamiętajmy, że Half Life operował na zmodyfikowanym silniku Quake, który wprowadzał innowacyjny sposób animacji szkieletowych, która nie tylko ułatwiała sam proces, ale też zwalniała konsolę, czy komputer, z pracy. Ale przyjrzyjmy się temu bliżej, dokładniej na modele. Wersja PS2 mogłaby z tego powodu być nazywana remasterem. Bardzo delikatnym i mającym swoje własne bolączki, ale remasterem. Wiele modeli zostało zamienione na ich wersje HD tzw. „Super Definition Models” (SD Models), czyli obiektów o wyższej szczegółowości. Postacie te, stworzone przez Gearbox Software, charakteryzowały się większą liczbą wielokątów w porównaniu z wcześniejszym „High Definition Pack” dostępnym dla wersji PC. Dzięki temu postacie i obiekty w grze zyskały na realizmie i detaliczności. Warto również wspomnieć, że społeczność moderska dostrzegła jakość tych modeli i podjęła się ich przeniesienia na platformę PC. Przykładem jest modyfikacja dostępna na GameBanana, która umożliwia graczom korzystanie z modeli z wersji PS2 w wersji komputerowej „Half-Life”. Poniżej macie porównanie między modelami PC (po lewej) a PS2 (po prawej) ze strony wiki Half Life. Wyszło to i tak lepiej niż Half Life: Source. Nie mówimy o Half Life: Source (jeszcze).
No dobrze, ale pamiętajmy, że Half Life to mimo wszystko strzelanka, a to zawsze jest ciekawym tematem jeśli chodzi o gry na konsole. Odwieczne pytanie, czy na padzie da się grać tak dobrze w FPS jak na klawiaturze i myszce? Tu was mogę zdziwić, bo jak najbardziej tak! Gearbox postarał się, aby stworzyć wygodny model sterowania.
Lewa gałka analogowa kontrolera odpowiadała za ruch postaci w różnych kierunkach, natomiast prawa gałka służyła do obracania kamery i celowania, czyli dosyć standardowo. Przyciski na kontrolerze były przypisane do konkretnych akcji:
-
Przyciski R1 i R2: Atak podstawowy i dodatkowy
-
Przycisk X: Interakcja z otoczeniem
-
Przycisk Kwadrat: Przeładowanie broni.
-
Przycisk Trójkąt: Latarka
-
Przycisk Kółko: Blokowanie widoku na przeciwniku.
Oczywiście można było to łatwo zmieniać. Zdziwię was jednak tym, że podstawowo w grze sterowało się za pomocą odwróconej osi. Zmiana tej opcji jest również możliwa dla komfortu grania. Jak pewnie zauważyliście, aby ułatwić celowanie przy użyciu kontrolera, wprowadzono funkcję automatycznego namierzania przeciwników. Dzięki temu gracze mogli łatwiej trafiać wrogów, co rekompensowało brak precyzji w porównaniu z myszką i klawiaturą. Nie było to jednak idealne rozwiązanie, bo sam system nie sprawdzał się w kilku momentach rozgrywki np. podczas sceny z windą gdy zlatują na ciebie headcraby.
Ciekawostką jest fakt, że wersja na PS2 umożliwiała podłączenie myszy i klawiatury, co pozwalało graczom na bardziej precyzyjne sterowanie, zbliżone do doświadczeń z wersji komputerowej. Było to nietypowe rozwiązanie w tamtym czasie, ale doceniane przez graczy preferujących tradycyjne metody sterowania. No i tych, którzy posiadali ten niecodzienny sprzęt.
Half Life: Decay
Gearbox miał już całkiem niezłe doświadczenie w tworzeniu rozszerzeń do uniwersum Half Life, więc nie dziwi fakt, że stworzyli ekskluzywne na potrzeby nowego portu. Podobnie jak wcześniejsze dodatki, „Decay” przedstawia wydarzenia z oryginalnej gry z perspektywy nowych bohaterów – tym razem są to dwie naukowczynie, Gina Cross i Colette Green, pracujące w kompleksie badawczym Black Mesa.
Akcja „Decay” rozpoczyna się, gdy Gina Cross i Colette Green przybywają do Laboratorium Materiałów Anomalnych w Black Mesa, aby asystować przy eksperymencie nad nieznanym kryształem. Pomimo obaw doktora Rosenberga dotyczących przeciążenia sprzętu, Cross i Green pomagają w przygotowaniach do testu, w którym uczestniczy również Gordon Freeman. W momencie, gdy Freeman wprowadza próbkę do wiązki skanującej, dochodzi do tzw. „kaskady rezonansowej”, powodując poważne uszkodzenia kompleksu i otwierając portal międzywymiarowy, przez który obce istoty z planety Xen zaczynają atakować placówkę. W obliczu narastającego chaosu, doktorzy Keller i Rosenberg postanawiają wezwać pomoc wojskową. Cross i Green eskortują Rosenberga na powierzchnię, gdzie wysyła on sygnał alarmowy do wojska. Jednakże, siły militarne otrzymują rozkaz nie tylko opanowania sytuacji, ale także eliminacji personelu bazy, aby zatuszować incydent. Rosenberg decyduje się pozostać na miejscu, aby spotkać się z wojskiem, podczas gdy Cross i Green wracają do Kellera. Wspólnie podejmują działania mające na celu zamknięcie międzywymiarowej szczeliny i powstrzymanie inwazji obcych.
Po przywróceniu kluczowych urządzeń, aby zapobiec kolejnemu rozdarciu wymiarów, naukowczynie zostają odpowiedzialne za przygotowanie satelity do wystrzelenia. Satelita, który zostaje wystrzelony przez Freemana w „Half-Life”, ma na celu osłabienie efektów kaskady rezonansowej. Keller zleca Cross i Green aktywację prototypowego urządzenia – nadajnika przemieszczenia, który w połączeniu z satelitą może zamknąć szczelinę. Po uruchomieniu nadajnika, obie bohaterki zostają uwikłane w tzw. „refluks harmoniczny”, czyli zakłócenie spowodowane przez rozdarcie wymiarów. Mimo to, udaje im się bezpiecznie powrócić, a Keller gratuluje im sukcesu. Dodatkowo, po ukończeniu wszystkich misji z najwyższą oceną, gracze odblokowują bonusowy poziom „Xen Attacks”. W tej misji wcielają się w Vortigaunty – obcych z planety Xen – którzy mają za zadanie odzyskać pomarańczowe kryształy z rąk sił militarnych i dostarczyć je do swojego przywódcy, Nihilantha, zwanego też wielkim bobasem.
Dodatek składał się z oddzielnych misji, z których każda ma określony cel. Po zakończeniu misji gracze otrzymują oceny od „A” do „F” w zależności od precyzji strzałów, liczby pokonanych przeciwników i otrzymanych obrażeń.
Przygoda Giny oraz Colette wyróżnia się na tle innych części serii „Half-Life” naciskiem na kooperacyjną rozgrywkę. Gra została zaprojektowana z myślą o dwóch graczach współpracujących ze sobą, rozwiązujących zagadki i pokonujących przeciwników. Każdy z graczy kontroluje jedną z bohaterek, a współpraca jest kluczem do postępów w grze. Dla osób preferujących rozgrywkę solo, istnieje możliwość przełączania się między postaciami, jednak doświadczenie to jest mniej satysfakcjonujące niż w trybie kooperacji.
Half-Life: Decay otrzymał mieszane recenzje. Chwalono innowacyjny tryb kooperacji i pomysłowe zagadki wymagające współpracy, jednak krytykowano brak płynności w rozgrywce dla pojedynczego gracza oraz mniejszy nacisk na akcję w porównaniu z główną grą. Ponieważ „Decay” był ekskluzywnym dodatkiem dla wersji na PlayStation 2, wielu graczy pecetowych nie miało do niego dostępu. Jednak społeczność fanów stworzyła nieoficjalne porty na PC, umożliwiające doświadczenie tego rozszerzenia na komputerach osobistych.
Half Life: Head to Head
Zanim skończymy tę przygodę należy wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Half Life Head-To-Head, czyli splitscreen`owy multiplayer. Jako gracz mamy do dyspozycji sześć postaci, lecz nie za bardzo można ich nazwać klasami. Poza Gordonem Freemanem możemy ponownie wcielić się w znane bohaterki z Decay czy Barneya z dodatku Blue Shift.
Nie będzie wam dane jednak popatrzeć na wysokiej klasy utensylia mordu, bo ich po prostu nie widać. Przynajmniej z waszej strony. Z powodów ograniczeń technologicznych ta funkcja została ograniczona do wyświetlanej w rogu ekranu ikonki broni. Tak samo nie zagracie to (przynajmniej oficjalnie) w trybie online, bo Sony jeszcze nie przygotowało żadnej infrastruktury do rozgrywki sieciowej. Dla większej kompetencji w tym trybie twórcy wyłączyli opcje automatycznego namierzania celownika, więc musicie trochę bardziej się postarać. Może nie najlepiej, ale jako tako.
A co do samych map? Były naprawdę malutkie, więc same mecze były też na ogół bardzo krótkie. Do dyspozycji mieliśmy sześć lokacji:
- Office
- Basement
- Water Canal
- Debris
- Signal
- Skrismish
- Waypoint
Zakończenie
Czy jest to najlepszy port pierwszego Half Life? Skądże, ani trochę. O wiele przyjemniej i lepiej będziecie się bawić na współczesnych komputerach. Czy jest to jeden z najciekawszych portów? Ależ oczywiście! Nie dość, że mogliście doświadczyć ekskluzywnej zawartości, to realnie nie traciliście nic z głównej rozgrywki dzięki dostosowaniu rozgrywki do konsoli (co nie zawsze musi być takie oczywiste). Choć już moderzy dawno dodali Decay czy Head-To-Head do wersji pecetowej, to sądzę, że to była bardzo ciekawa podróż w przeszłość, gdzie Half Life był o tyle silną i dochodową marką, że aż chciano dodać ją do asortymentu stajni Sony! A poczekajcie gdy dowiecie się, że Half Life 2 ma swój port na pierwszego XBOX`a! Ale to już historia na inną okazję…
Linki:

Spodobał ci się artykuł?
Możesz wesprzeć mnie na stronie buycoffee.to/rauqk i postawić kawę.
Zawsze ubarwi mi to dzień i zmotywuje do dalszego pisania.